
Tu noc w górach spędzisz przy świecach i gitarze

Zapraszamy do Schroniska Chata Socjologa
Życie, praca w schronisku górskim to nie tylko możliwość obcowania z niepowtarzalną naturą, ale przede wszystkim spore wyzwanie, obfitujące w codzienne i niecodzienne sytuacje. Kontynuujemy prezentację cyklu artykułów poświęconych właśnie działalności polskich schronisk górskich i ludziom, którzy tworzą ich niezaprzeczalny klimat. Tym razem zapraszamy do Schroniska Chata Socjologa!
Na bieszczadzkim szczycie pasma Otryt, w miejscu przedwojennego przysiółka wsi Chmiel o nazwie Otryt Górny, stoi drewniany budynek. Na mapach widnieje on jako schronisko, ale jego „pracownicy” uważają go za Dom Pracy Twórczej – Chata Socjologa.
- Chata pełni funkcję schroniska i obsługuje turystów wędrujących Pasmem Otrytu, jednak nie jest typowym schroniskiem do jakich przyzwyczajeni są turyści. Na czym polega ta nietypowość? Przede wszystkim Chata nie ma nic wspólnego z PTTK, który jest właścicielem większości schronisk i dzierżawi je do prowadzenia osobom prywatnym. Nasza Chata jest zarządzana przez Stowarzyszenie „Klub Otrycki”. W Chacie są odstępne miejsca noclegowe dla turystów w salach wieloosobowych, nie prowadzimy usług gastronomicznych, do dyspozycji turystów jest kuchnia, w której mogą samodzielnie przygotować posiłki, są łazienki, bez bieżącej wody, trzeba ją wziąć z termy przy piecu do miseczki i można się kąpać do woli – opisuje z uśmiechem gospodarz obiektu Jan Minosora, również związany ze Stowarzyszeniem "Klub Otrycki" od wielu lat.
Mało niegodności? No to – jak wymienia dalej gospodarz Chaty - toalety są na zewnątrz, a w Chacie nie ma prądu.
- Wieczory spędza się przy świecach, kominku i gitarach. Warto pamiętać, że brak ciszy nocnej nie wyklucza troski o sen wędrowców. Specyfika Chaty polega też na tym, że każdy gość jest także współgospodarzem. Trzeba przynieść wodę z ujęcia, drewno na opał i zakupy. Obecny na miejscu gospodarz, zawsze pokaże co, jak i skąd – zachęca pan Jan.
fot. facebook.com/ChataSocjologa
Chata Socjologa powstała w 1973 z inicjatywy Henryka Kliszko z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zbudowali ją studenci skupieni głównie wokół Instytutu Socjologii UW – stąd też nazwa Chaty.
- Od początku Chata miała być i była miejscem prowadzenia swobodnych dyskusji naukowych, obozów studenckich, domem pracy twórczej oraz wymiany poglądów. Nie prowadzono w niej wtedy działalności turystycznej – wyjaśnia gospodarz niecodziennego schroniska.
Od samego początku Chatą opiekuje się Klub Otrycki, od 1990 roku
zarejestrowany jako stowarzyszenie. Nieprzerwanie organizowane są w niej obozy artystyczne i naukowe koncerty piosenek i ballad wędrownych, pokazy filmowe, spotkania podróżnicze, pokazy astronomiczne. Chatą zajmuje się mieszkający tam na stałe gospodarz, wszelkie naprawy i remonty wykonywane są rękami członków Klubu Otryckiego oraz zaprzyjaźnionych bywalców Chaty.
- Stara Chata spłonęła 13 stycznia 2003, pozostała tylko stopa kominka, która obecnie stanowi pomnik po starej Chacie. To dramatyczne zdarzenie zmobilizowało jednak na nowo środowisko Otryckie W ciągu jednego roku Chata została odbudowana rękoma otrytczyków z własnych środków i z darowizn. Odbudowę rozpoczęto w sierpniu 2003, a w 2004 została oddana do użytku w stanie surowym – wspomina Jan Minosora.
Przyznaje, że praca w takim miejscu, jak w każdym schronisku górskim, jest specyficzna. Odległość od najbliższych miejscowości to kilka kilometrów.
- Najbliższy sklep jest w Lutowiskach, więc trzeba to uwzględniać w planowaniu zapasów. W przypadku Chaty zaopatrzenie ogranicza się do rzeczy, które służą utrzymaniu porządku i czystości, świec do oświetlenia, paliwa do pił i agregatów, drewna do prac remontowych itp. Odpada nam zaopatrzenie w żywność, gdyż nie prowadzimy gastronomii, te rzeczy przynoszą ze sobą turyści. Latem życie jest tu łatwiejsze niż zimą, bo jest ciepło. Zimą jest o wiele trudniej, dochodzi kwestia ogrzewania Chaty, przygotowania drewna. Dodatkowym obciążeniem są dni, kiedy nikogo oprócz gospodarza w Chacie nie ma a ruch na szklakach zamiera, trzeba być odpornym na samotność – nie kryje gospodarz.
Ale podkreśla, że w schronisku górskim pracować może każdy. Ale czy warto?
- Dla mnie tak. Trzeba mieć pewne predyspozycje do takiej pracy
jednak kontakt z ciekawymi ludźmi przychodzącymi do Chaty, przyjaciółmi z Klubu jest osłodą na niedogodności opisane wcześniej. Do tego nieograniczony kontakt z przyrodą co dla mnie, jako leśnika z wykształcenia, przyrodnika z pasji, jest bardzo dużą zaletą bycia Gospodarzem Chaty – przyznaje nasz rozmówca.
Pan Jan przyznaje, że w Bieszczady przybywają różnego rodzaju turyści - od odpowiedzialnych i przygotowanych, po tych nieznających gór, lekceważących je, nieprzygotowanych a porywających się przy pierwszym pobycie w Bieszczadach na Tarnicę i to najlepiej zimą, czy w Tatrach od razu na Rysy…
- Dużo o takich sytuacjach już pisano i dyskutowano, szkoda to powielać. W przypadku Chaty wygląda to trochę inaczej, pasmo Otrytu jest piękne i dzikie, przyciąga specyficznych turystów, którzy chcą je poznać, czyli przychodzą tu Ci którzy wiedzą, gdzie i po co idą, nazwałbym ich smakoszami turystyki. Popularne bieszczadzkie miejsca, czyli Połoniny, Bukowe Berdo, Tarnica przyciągają tłumy, u nas ich nie ma. Sam Otryt na szczęście nie stwarza jakichś wielkich zagrożeń, oczywiście nie można go lekceważyć, jak żadnych gór. Jednak nie było u nas spektakularnych akcji GOPR-u, zdarzają się sytuacje pobłądzenia, nawet stałych bywalców Chaty, ale my to składamy na magię Otrytu – śmieje się gospodarz Chaty.
Podkreśla, że Otryt to dzikie i piękne pasmo, jedno z niewielu już takich miejsc w Biesiadach. Piękny naturalny las porastający te góry z monumentalnymi jodłami i bukami. Poprzecinany głębokimi jarami i potokami stwarza idealne warunki do życia dla dzikich zwierząt.
- Mamy tu jelenie, sarny, wilki, niedźwiedzie i kuny. Żyje tu mnóstwo ptaków od tych drobnych śpiewających po kruki, sowy, jastrzębie. To atrakcja i urok tych lasów. Oczywiście duże drapieżniki mogą stanowić zagrożenie zwłaszcza niedźwiedzie, jednak nie można go demonizować. Dzikie zwierzęta raczej unikają ludzi, a sytuacje, kiedy dochodzi do ataku na człowieka zdarzają się w specyficznych okolicznościach, przeważnie, kiedy zostaną przez człowieka zaskoczone lub w obronie potomstwa – nie kryje zachwytu leśnik-gospodarz.
fot. facebook.com/ChataSocjologa
Pan Jan przyznaje, że dziwne, niebezpieczne a czasem wesołe sytuacje górach są wpisane w życie górskich wędrowców
- Byłem świadkiem takich w wielu górach świata podczas trekkingów i wspinaczek. Chociaż w ostatnich dniach była sytuacja, która skończyła się śmiechem, choć była niebezpieczna. Ostatnio gościła w Chacie duża grupa stałych bywalców, ale byli też ludzie, którzy szli do Chaty po raz pierwszy. Cała grupa dotarła późno do Dwernika, czyli zapowiadało się nocne wejście z czołówkami. Grupę zamykał doświadczony Otrytczyk, ja wiedząc, że już podchodzą wyszedłem naprzeciw, aby wesprzeć tzw. słabsze ogniwa. Wszyscy weszli bez problemów na górę i zaczęły się radosne powitania z Chatą. Towarzystwo się rozlokowało na pokojach. Ale jak się okazało, nie wszyscy dotarli, jeden z uczestników wyprawy, do tego zagraniczny. W jakiś cudowny sposób oddzielił się od grupy i został w tyle. Nie znając drogi, zamiast trzymać się znaków szklaku, skręcił w rozpędzie w jedną z bocznych dróg od szlaku. Kiedy zorientował się w pomyłce, wynalazł Chatę na mapie w telefonie i stwierdził, że będzie wracał do szlaku tylko pójdzie na „szagę” prosto na Chatę i doszedł, ale zajęło mu to 4 godziny. Do Chaty dotarł na 6 rano, kiedy już co niektórzy wstawali. Skończyło się na żartach i uznaniu jego determinacji – opisuje.
Co trzeba zabrać do Chaty oraz czego się tam spodziewać? O tym można przeczytać na stronie Chaty Socjologa www.otryt.bieszczady.pl.
- Najważniejsze zalecenie z tych porad to zabrać dobry humor! - podkreśla Jan Minosora.
Łukasz Razowski